Dotarcie do drugiego brzegu było już tylko formalnością, ale na miejscu dowiedziałem się, że jest problem.
Otóż po drodze ominąłem kilka niebezpiecznych miejsc (wiry i podwodne skały tuż pod powierzchnią), a to z kolei strasznie zirytowało przynajmniej jednego obserwatora poczynań Czaka. Zamiast pójść z powrotem do obozu z buta, postanowiłem naprawić swój błąd i wróciłem wpław, tym razem nie omijając żadnego skrawka jeziorka:
Na brzeg wyszedłem zadowolony z dobrze wykonanej roboty, ale wtem przypomniałem sobie, że na lądzie też zostawiłem ziemię nieznaną. Tu sprawa była znacznie poważniejsza, bo w gęstej trawie swój dom miały jakieś latające paskudztwa, które to poprzednim razem nie pozwoliły wejść na swój teren, a i teraz nie bardzo były zadowolone z mojego powrotu. Już miałem wracać, bo z pewnymi regułami nikt, nawet Czak, nie może się mierzyć, a jedna z takich znanych od zarania dziejów reguł mówi że
non Hercules contra plures czyli w wolnym tłumaczeniu "nawet z Czaka dupa, kiedy wrogów kupa!"
Ale obietnica, to obietnica, więc co było robić? Rzuciłem się szaleńczo przed siebie, nie zważając na własne bezpieczeństwo, i nim bzyczki się spostrzegły, już mnie przy nich nie było:
Ostatecznie wszystko się dobrze skończyło, jeziorko opłynąłem całe i mogę z czystym sumieniem ruszać pod górę:
----------------------------------
1726/4002 (43.13%)
zejście było o wiele łatwiejsze 
. Mnie tam bardziej "widzi się" to nieostre zdjęcie 
ostatnio nawet przed ułożeniem przeliczylam czy ilość się zgadza... Normalnie chyba zacznę też krzyżykować 
Z Ukrainą